Kiedyś na łamach Silesia Info Transport Przemek Brych, znany społeczeństwu jako Konduktor Przemek, opisywał w cyklu „Słynne pociągi” historię funkcjonowania najbardziej znanych i prestiżowych połączeń kolejowych kursujących po Polsce. Wracamy do tych prezentacji. A na początek nie mogło tutaj trafić żadne inne połączenie jak właśnie to….
Muszę przyznać, że jestem osobą, która nigdy nie jechała pociągiem „Bieszczady”, który łączył Śląsk i Bieszczady właśnie. Mimo to pociąg ten w jakiś magiczny sposób został w mojej głowie.
Pociąg ten został w mojej głowie, głównie dzięki książkowym rozkładom jazdy, które wertowałem za dziecka dniami i nocami. Odkrywałem w nich ten pociąg z każdym rozkładem coraz lepiej. Nie zapomnę nigdy zdziwienia, kiedy zobaczyłem, że pociąg jadąc rano z Gliwic do Zagórza, kursował jako pociąg osobowy. Poza ludźmi, którzy w szczycie przewozowym jechali nim do pracy i szkoły, byli też ci, którzy jechali do Krakowa, Rzeszowa, albo rzucić wszystko i pojechać w Bieszczady. No właśnie. Tylko jak to z tym dojazdem w Bieszczady ze Śląska drzewiej bywało?
Pociąg „Bieszczady” debiutował w rozkładzie jazdy 1978/1979. Wyjeżdżał z Gliwic o godzinie 4:28, a z Katowic o 5:05. Poza podstawową relacją do Zagórza skład prowadził także grupę wagonów do Krynicy. Oczywiście nazwa „Bieszczady” nie miała się nigdy nijak do grupy dojeżdżającej do Krynicy, jednak do samego końca kursowania pociągu była jego integralną częścią. Skład na część do Krynicy i Zagórza dzielono najpierw w Tarnowie, później ta czynność dokonywana była na stacji Stróże. Część zagórska meldowała się na miejscu o 12:30, natomiast krynicka o 12:22. W drogę powrotną pociąg wyruszał z Zagórza o 11:35 natomiast z Krynicy o 12:28. Jak nietrudno się domyślić, aby obsłużyć „Bieszczady” ówczesne PKP potrzebowało dwóch składów.
W kolejnych latach skład kursował bez większych zmian. W latach osiemdziesiątych pociąg miał także swojego nocnego bisa w relacji Wrocław Główny – Krynica. Na odcinku Gliwice – Tarnów pociąg jechał tą samą trasą, którą jechały „Bieszczady”, jednak bis kursował tylko w sezonie i tylko trzy dni w tygodniu.
Na początku lat 90 zmieniono formułę pociągu, tworząc z niego zamiast pociągu dziennego, kurs nocny. Skrócono także jego relację, rozpoczynając jego bieg w Katowicach. W „nowym” nocnym składzie nie znalazły się już wagony do Krynicy. Pociąg wyruszał z Katowic o godzinie 23:10, a do Zagórza docierał o 5:36. W odróżnieniu od swojego odpowiednika z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych pociąg kursował codziennie, a nie jak wcześniej tylko w sezonie. Co ciekawe pociąg wracając do Katowic, nie wracał jako nocny, ale dzienny. Powrotne „Bieszczady” wyjeżdżały z Zagórza o 12:36, a do Katowic dojeżdżały o 19:53. Taki zabieg stworzenia pociągu w Bieszczady w ciągu nocy, a powrotu za dnia spowodował redukcję, do jednego, ilości składów potrzebnych do ich obsługi.
Od rozkładu 1993/1994 pociąg ponownie wydłużono do Gliwic, skład nadal kursował, jadąc do Zagórza jako nocy, a wracał jako dzienny. Pociąg miał także codzienny termin kursowania. Kolejnym rokiem, kiedy zmieniono formułę pociągu, był rok 2003/2004. Wtedy pociąg po raz kolejny wyjeżdżał za dnia z Gliwic i wracał za dnia do Katowic. Skład kursował już tylko w czasie sezonu. W rok później „Bieszczady” stały się codzienne, ale w relacji Gliwice – Przemyśl Główny natomiast grupy wagonowe do Zagórza i ponownie do Krynicy stały się sezonowymi dodatkami do pociągu. Pociąg na część przemyską i krynicko – zagórską dzielony był w Tarnowie, natomiast skład na kierunki Krynica i Zagórz dzielono w Jaśle. W sezonie 2005/2006 i w ostatnim roku jego kursowania, czyli 2006/2007 pociąg jechał codziennie do Rzeszowa, a sezonowo jego trasa była wydłużana do Zagórza przez Strzyżów nad Wisłokiem i Jasło.
W późniejszych latach pociąg już nie pojawiał się w kolejowych rozkładach jazdy. Nikt nie myślał o tym, aby mieszkańcy Śląska chcieli porzucić wszystko i jeździć w Bieszczady. Jednak z biegiem lat zauważono, że był to błąd. Zaczęto widzieć, że kolej pasażerska i w dodatku dalekobieżna w Bieszczady może być koleją, która jest atrakcyjna i która wozi podróżnych równie dobrze i skutecznie jak do Ustki czy Kołobrzegu. Co więc było problemem? Trakcja spalinowa. Przewoźnik czyli PKP Intercity nie był dostatecznie przygotowany do obsługi połączeń na „bezdruciu”. Jednak współpraca z SKPL-em i wynajęcie składów SN84 zrewolucjonizowało obsługę takich miejscowości jak Sanok, Zagórz czy Uherce przez pociągi dalekobieżne.
Zresztą co tu dużo mówić, kiedy dziś widzę pociąg relacji Kłodzko — Zagórz, to tak jak bym się wrócił wertować za dziecka rozkłady jazdy z lat osiemdziesiątych i odrywał właśnie tam takie perełki. Wam czytelnikom, też życzę odkrywania takich perełek i sobie i wam życzę rzucić wszystko i pojechać SN84 w Bieszczady.
Tekst: Przemysław Brych. Foto: Jerzy Gościński